poniedziałek, 12 sierpnia 2013
57. 'A ja się na coś załapię?'
- Wybacz, mała. Ten dupek właśnie dzwonił.
Usprawiedliwił się Andy, po tym jak chwilę temu musiał przerwać mi kręcenie a propos miejsca pobytu Purdy’ego. On i Jinxx wiedzieli więcej niż mi powiedzieli, widziałam to po nich. Po prostu nie chcieli mówić. Dowiedziałam się jedynie tyle, że z wczorajszej imprezy mój chłopak wybył z wianuszkiem czterech panienek, po dwie na każdą rękę, przy czym obaj zarzekali się, że było z nim coś nie w porządku. Pijany, czy na haju, ale coś było nie tak. Cóż, nie zmienia to faktu, że jakoś się do tego stanu doprowadził… Ugh. Nieważne zresztą. Teraz to już nie wiem, czy chcę się z nim w ogóle widzieć.
- To co, chcesz ze mną po niego jechać?
Zapytał Andy, szukając kluczyków do auta. Pokręciłam przecząco głową.
- Niech nie myśli, że jeszcze teraz do niego przybiegnę.
Warknęłam pod nosem, dopijając resztkę kawy.
- Idę zobaczyć jak czuje się Jake.
Poinformowałam zgromadzenie i odwróciłam się na pięcie. Jednym zgrabnym ruchem zwinęłam z blatu ostatnie wino Seven Eleven – nawiasem mówiąc, ulubione Pitts’a.
- Tak się od dzisiaj leczy kaca?
Zaśmiał się za mną Coma. Puściłam mu tylko zadziornie oczko i skoczyłam na górę. Kaca... Chciałby. Miałam zamiar na osobności dobrać się do tej pięknej butelki wytrawnego. Flaszeczkę zostawiłam obok łóżka w swoim pokoju (gdzie dodatkowo stała, wczoraj przyniesiona przez CC’ego, whiskey) i cicho uchyliłam drzwi do pokoju Jake’a. Na paluszkach weszłam do środka i klęknęłam tuż przy skraju łóżka. Chłopak słodko spał, ale przeraziło mnie, że wciąż był niemiłosiernie blady i dość gorący. Nienawidziłam, kiedy bliskie mi osoby chorowały. Nawet jeśli to nie było nic poważnego. Po prostu łamało mi serce, kiedy widziałam je w stanie kompletnego wykończenia fizycznego i psychicznego. Siedziałam tak przy gitarzyście przez dłuższą chwilę, gładząc jego zmierzwione, czarne włosy.
- Ella…
Zaczął majaczyć rozgorączkowany Jake, wybudzając się ze snu.
- To ja, Natalie… Jak się czujesz?
Chłopak powoli uniósł się na pościeli, przeciągnął parę razy i usiadł.
- Niezbyt. Głowa napierdala mnie jak cholera i czuję się jakbym miał zaraz kompletnie zejść.
Usiadłam bliżej Jake’a i przyłożyłam mu dłoń do czoła. Był wciąż rozpalony. Zwróciłam delikatnie jego twarz na mnie. Oczy wciąż zaszklone. Trzeba będzie jechać do lekarza…
- I jaka diagnoza pani doktor?
Zapytał zaczepnie gitarzysta. Chociaż już zaczął kontaktować na tyle, że poczucie humoru mu trochę wróciło. Uśmiechnęłam się do niego.
- Panie Pitts, obawiam się, że bez wizyty u lekarza specjalisty się nie obejdzie. Obecnie stawiam na przeziębienie, połączone z kacem.
Powiedziałam udając tonem zawodowego diagnostyka.
- Mój prywatny dr House, wersja żeńska.
Puścił mi oko chłopak i wstał, co nie było dobrym pomysłem. Zaraz musiałam go podtrzymać. Gorączka i kac, nie robią dobrze na równowagę.
- Kładź się lepiej do łóżka, przyniosę ci śniadanie.
Powiedziałam, trzymając go mocno za ramię.
- Żartujesz? Wyglądam jakby mnie stado koni poturbowało. No cóż, tak się też czuję, ale idę się ogarnąć, jak mamy jechać do lekarza. A na śniadanie sobie zejdę.
Boże, jak z dzieckiem. Mamo, ja sam. Niech się nie dziwi, że tak wygląda jak zapił się wczoraj w trzy dupy. No cóż, niech już się idzie umyć, chociaż przestanie od niego walić alkoholem w najczystszej postaci.
- Tylko nie zabij się w tej łazience, ślisko bywa.
Upomniałam go, kiedy brał ręcznik. Wywrócił w odpowiedzi swoimi czekoladowymi oczami.
- Dobrze, mamo…
Zaczął udawać słodki głosik.
- Chyba, że chcesz mi jednak towarzyszyć…?
Sugestywnym tonem zapytał Pitts, stojąc już przy drzwiach łazienki.
- Nie przeginaj. Może i mamy oboje powody, ale wolałabym jeszcze poczekać.
Jake patrzył na mnie jakbym była z innej planety. No tak, on tu umierał, kiedy gdzie indziej się działo.
- Długa historia. Pogadamy na dole.
Rzuciłam spokojnie i wyszłam z jego pokoju. Wróciłam do siebie. Zapieczętowanego Jack’a schowałam pod łóżko, w razie sytuacji awaryjnej. A nuż jakiś dobry whiskacz się przyda na zapicie… Mniejsza. Otworzyłam przyniesione wino. Hmmm…. Seven Eleven. Mocne, ale idealnie wyważone w smaku. Zrobiłam jeszcze kilka łyków i stwierdziłam, że to chyba nie najlepszy pomysł, żeby rano chodzić na procentach. Wróciłam do kuchni. Zastałam jedynie zajadającego się płatkami z mlekiem i siedzącego na blacie CC’ego.
- Co tam, śliczna?
Zapytał, przeżuwając płatki, perkusista.
- Krótko mówiąc chujna…
Odburknęłam, przysiadając się obok kumpla.
- Wnioskując po pewnych wydarzeniach trochę siedzimy w tym samym co, mała…?
Zapytał retorycznie CC, szturchając mnie pociesznie w bok.
- Daj spokój… Nawet nie chcę o tym gadać. Ja już wiem, że przeleciał przynajmniej jedną z tej ‘złotej czwóreczki’. Jakbym go nie znała…
Rzuciłam, ironicznie kończąc wypowiedź. CC uśmiechnął się lekko i zarzucił mi rękę na ramiona.
- Hej. Po burzy zawsze wychodzi słońce, pamiętaj.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
- A Lauren…? Czy ty nie powinieneś być ostro wkurwiony, albo chociaż przybity, zamiast sypać mi złotymi sentencjami?
Zapytałam zdziwiona. Christian zaczął bawić się płatkami w miseczce.
- Byłem wczoraj kompletnie rozdarty, wiesz? Z jednej strony, jak mówisz, wkurwienie, zawód i te inne negatywne emocje… Ale z drugiej jakby coś mi mówiło, że nic się nie stało. Byłem na siebie za to poniekąd cholernie wściekły, bo jedyne o czym myślałem, to nie fakt, że Lauren mnie zdradziła. Myślałem o tym, co wyprawiał Ashley. Czułem, że cię to boli…
Nie, proszę CC, nie rób mi tego… Wszystko znów ma stać się takie trudne? Ash mnie zdradził i ja od razu mam wpaść w ramiona jego najlepszego kumpla, notabene też pokrzywdzonego przez związek?
- Christian, proszę cię… Nie rób tego. Jeszcze nie…
Wydukałam patrząc na dłonie chłopaka, bawiące się miską z płatkami. Byłam wdzięczna losowi, że Jake właśnie teraz zdecydował się zczołgać na dół.
- Nie przeszkadzam?
Upewnił się, kiedy spojrzał na naszą dwójkę, na co zaraz pokręciliśmy przecząco głowami. Ruszyłam się z miejsca, żeby przygotować gitarzyście śniadanie.
- Na co masz ochotę?
Zapytałam, uśmiechając się do chorego przyjaciela.
- Zjem wszystko co mi podasz. Jestem cholernie głodny.
Odpowiedział Jake, wyciągając z lodówki butelkę wody.
- Kac…
Wymsknęło mi się pod przykrywką udawanego kaszlu, kiedy chłopak mnie mijał. Dostałam za to ambitną karę w postaci wpychania palców pod żebra. Cóż za dojrzałość!
- Ał!
Pisnęłam w końcu.
- Ale bez takich…
Zalamentował Jake, łapiąc się za głowę. Ach te skutki uboczne kaca mordercy…
- Pomóc ci?
Zaoferował się CC, który właśnie zmywał naczynia po sobie.
- W sumie jak chcesz, to możesz mi pomóc. Zrób sok do tostów!
Powiedziałam podsuwając perkusiście pod nos sokowirówkę. Kilka chwil później przed Jake’m stał talerz z tostami francuskimi z jajkiem i bekonem oraz świeży sok owocowy.
- Wow! Jesteście wielcy!
Skomentował gitarzysta patrząc na stół.
- A to zaraz po śniadaniu!
Powiedziałam głosem tej okropnej matki, kładąc mu przed nosem tabletki na zbicie gorączki.
- A coś na głowę, mamo…?
Zapytał robiąc słodkie oczka.
- Na to, to już za późno…
Wymamrotał pod nosem CC, co spotkało się z moim chichotem.
- Kara za chlanie wygląda tak, że nie mam zamiaru pomagać ci z tym kacem!
Dodałam już poważniejszym tonem, na co Jake z obrażoną minką zabrał się za śniadanie. Przyglądałam się temu z promiennym uśmiechem.
- A ja się na coś załapię?
Usłyszałam za plecami głos mojego ‘kochanego’ basisty…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
CC i Natt ? Brzmi choletnie ciekawie ^^
OdpowiedzUsuńLiczę że Ash dostanie odpowiednią karę za pieprzenie po kątach ! ;c
Fajny rozdział czekam na next *.*
+ zapraszam do siebie .
Ojjj Ash teraz dostanie wpierdol oj należy mu się oj dawno nie czytałam by ktoś dostał w morde oj znowu nadużywam słowa ,,oj" o ile to w ogóle można nazwać słowem xd
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Co w tym domku tyle złamanych serc? xd haha pisz szybko next :D
Hhahahouu ... czyżby wpierdol, opieprz rtc ? A może wszystko na spokojnie .. no nic jestem cholernie ciekawa co dalej ;* czekam na next mała^^
OdpowiedzUsuńHa ha ha wyczuwam rzucanie talerzami i spojrzenie płatnego zabójcy ;3
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle swietny i mam nadziejhę ,że następny będzie równie zabawny XD
Czekam kochana <3
Wiesz co kocham w tym opowiadaniu ?
OdpowiedzUsuńTo , że każdego z członków zespołu jest tu po równo . ^^
Do moich ulubionych akcji zaliczają się scenki z panem Pitts'em i panem Comą . ♥
Kocham tę dwójkę . ^^
Jak i cały zespół Black Veil Brides .
Mam nadzieję , że Purdy przeżyje . xD
Czekam na dalszy rozwój akcji . ^^ .
Nie no ^^
OdpowiedzUsuńTak, jestem teraz zadowolona, A Ash musi dostać jakąś zasłużoną "karę", bo to, co zrobił, na to zasługuje.
Pozdrawiam! :*
Weny, kochana! :*
Oo CC+Nathalie+Jake .... ciekawie n)
OdpowiedzUsuńHaha świetny rozdział :3. Czekam na next c:. Oooo... Przyszedł Ashley. Czuję, że krew się poleje...
OdpowiedzUsuń