sobota, 24 stycznia 2015

73. 'Słuchaj, Słonko...'



Jak poparzona wbiegłam na powrót do kuchni.
- Wy macie mieć zaraz trasę po Europie!
Wrzasnęłam na Andy'ego i Jinxx'a, którzy wciąż sprzeczali się przy blacie kuchennym.
- No i...?
Zapytał zbity z pantałyku Jeremy. Obaj panowie pilnie wpatrywali się we mnie, czekając na odpowiedź.
- I jestem JA!
Wydarłam się. Obaj panowie patrzyli na mnie jak na wariatkę.
- O nie! Wszyscy pomrzemy! Jinxx ratuj mnie przed tym predatorem!
Zaczął dramatyzować Andy z gigantyczną dawką ironii w głosie. Jinxx dał Biersackowi kuksańca w żebra, żeby równiez spostrzegł się, że nie zaśmiałam się z jego żarciku, a wręcz przeciwnie, piorunowałam go spojrzeniem.
- Spokojnie, Mała. W czym leży problem...?
Spytał jak zwykle stoicko spokojny skrzypek.
- Przecież to oczywiste! Czas mi się wyprowadzić!
Rzuciłam jakby to i dla nich było tak samo oczywiste jak dla mnie. Andy i Jinxx spojrzeli na mnie z największym zdziwieniem jakie w życiu u nich widziałam.
- Ja nie mam pojęcia skąd ty bierzesz takie debilne pomysły...
Usłyszałam za plecami głos Ashley'a, który faktycznie wyrażał współczucie dla mojej głupoty. Kiedy się odwróciłam w jego stronę patrzył na mnie z politowaniem, podpierając skroń na dwóch placach prawej  dłoni . Od kiedy nie jesteśmy już żadną parą traktuje mnie w kółko tak z góry. Nie ma mowy, tym razem mu pokażę, że ja też umiem być nieźle bezczelna!
- Och, pewnie wpadają mi same, co jest wpływem długiego spędzania czasu z CC'm. Myślisz, że jak wróci, to twój malusi Audiczek będzie mógł posłużyć mi do przeprowadzki...?
Odpyszczyłam się totalnie bezczelnie i okropnie wrednie. W oczach Ash'a widać było gigantyczne zdenerwowanie. Wręcz wściekłość. A sama nie wiem na co większą - czy na to, pierwsze o towarzystwie CC'ego, czy na tekst o jego ukochanym samochodzie.
-Słuchaj, Słonko, jak masz zamiar być taka niemiła, to może wystarczyło się nie odzywać, co…?
Równie bezczelnie wyparował Ashley, w swojej wypowiedzi jadowicie ironicznie akcentując wyraz ‘Słonko’.
- Słuchaj, Byczku, jak tak bardzo lubisz traktować mnie z góry, to trzeba było pokazać dominację kiedy indziej…
Stylizując się na jego wypowiedź, odbiłam piłeczkę w jego stronę. Widać było, że każdy (łącznie z dwójką obserwatorów) podłapał moją „delikatną” aluzję do życia seksualnego. W tle dało się słyszeć ciche „uuuu” z ust Jinxx’a i Andy’ego, którzy przenosili tylko wzrok to na mnie, to na basistę.
- Hmpf…
Ash założył ręce na krzyż na klatce piersiowej, po czym uśmiechnął się złośliwie, próbując opanować swoją falę gniewu.
- To może „kiedy indziej” trzeba było pokazać taki seksowny temperament.
Teraz to dał popis. Taki jak, kurwa, nigdy. Gitarzysta i wokalista spojrzeli z przerażeniem na mnie widząc, że ogarnia mnie furia.
- Ja ci zaraz pokażę temperament, cholerny Kowboju…
Wycedziłam przez zęby i rzuciłam się na basistę. Chyba nie przewidział on takiego zwrotu akcji, bo od razu powaliłam go na posadzkę kuchenną. Ash patrzył na mnie przerażony jakbym zaraz miała go zabić. Teraz to ja uśmiechnęłam się cwaniacko, siedząc na nim okrakiem. Z gracją jednak z niego wstałam i widząc, że on też już chce się podnosić, postawiłam na jego klatce piersiowej triumfalnie moją stopę w kowbojce.
- A, a, a… Nie radzę.
Warknęłam. Jeremy i Andy podśmiewali się cicho, a sam pan Purdy patrzył na mnie z pulsującą żyłką na skroni.
- A to co? Rodeo na żywo?
Zapytał Jake, który właśnie wszedł do kuchni i bez większego zainteresowania podszedł do kranu i nalał sobie wody do szklanki.
- No zajebiście śmieszne…
Wymamrotał powalony ‘Byczek’.
- Wiedziałem, że lubisz ten cały kowbojski styl. Ale mówiłem tyle razy – nie wczuwaj się za bardzo.
Dorzucił się przekornie moralizatorskim tonem Jake. Ashley już i tak poddenerwowany chcąc zerwać się na równe nogi, zakłócił moją równowagę, gdyż przez cały ten czas moja noga triumfalnie przygniatała go do podłoża. Momentalnie poczułam, że tracę grunt pod nogami. Bliskie spotkanie z podłożem za 3… 2… Halo..? Gdzie ja jestem? Żyję?
- Masz szczęście, że mam taki dobry refleks!
Usłyszałam rozgorączkowany głos Biersacka. Otworzyłam jedno oko i potwierdziłam tożsamość mojego wybawcy.
- Masz od czegoś te nogi gazeli…
Mruknęłam, sama jeszcze oszołomiona faktem, że nawet nie drasnęłam posadzki.
-Słyszałem.
Powiedział Andy z przekąsem, pomagając mi odzyskać pion.
- Wybacz, Star. To niechcący.
Mamrotał zmieszany Ashley.
- Kolejnej wizyty w szpitalu odmawiam. Mają koszmarne jedzenie.
Dorzucił się, stojący obok mnie, Andy pół żartem, pół serio.
- Masz szczęście, że nasz Prorok, ma taki dar przewidywania trajektorii lotu.
Zgryźliwie zauważył Jake. Andy’emu jakby zaświeciły się oczka. Momentalnie pobiegł na piętro, mamrocząc coś w stylu „Tak, to jest to…”. Nasza czwórka tylko wzruszyła ramionami. Cóż, mieszkając w takiej grupie muzyków nie trudno zauważyć kiedy ktoś ma tą „chwilę natchnienia”.
- Tu się chyba przeprosiny odbywały…
Nasunął delikatnie Jinxx, ze złośliwym uśmieszkiem. Ash spiął się w sobie i podszedł do mnie wyprostowany z wypiętą klatą.
- Natalie, przepraszam.
Oficjalnie i nadęcie wyjechał Ashley. Wywróciłam oczami, co mówiło, że nie było to tym czego oczekiwałam.
- Och, przestań wreszcie zgrywać takiego nieszczerego w uczuciach dupka.
Powiedziałam mu prosto w oczy, po czym go wyminęłam i ruszyłam na piętro. W życiu nie widziałam u niego tak skołowanego wyrazu twarzy.
- Dajcie znać jak CC wreszcie raczy się pojawić!
Wrzasnęłam jeszcze na dół, po czym było słychać jedynie trzask drzwi.