czwartek, 26 września 2013

65. ' Ładnie to tak, mały złodzieju? '


Kocham was moje miśki ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Spojrzałam na Christiana bezradnym wzrokiem i złapałam się szafki.
- Nat…
- Idź już.
Przerwałam mu szorstko. CC posłał mi ostatnie zmartwione spojrzenie, po czym bez słowa wyszedł. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Pośpiesznie ubrałam się w czarne kabaretki, dżinsowe szorty, czarny top i na to narzuciłam koszulę w kratę. Zabrałam tylko telefon z łóżka. Na jednej nodze wybiegłam z pokoju, siłując się z kowbojką na drugiej. Zbiegłam ze schodów i rozejrzałam się po salonie. Ash’a tam nie było. Kuchnia, ogród, przedpokój, garaż… Jest!
- Ashley!
Krzyknęłam, kiedy już szukał kluczyków do czarnego volvo. Nie odpowiedział mi na to, tylko już chciał wsiadać do pojazdu. Z impetem zamknęłam mu drzwiczki samochodu przed nosem i stanęłam pomiędzy nim, a volvo.
- Odsuń się.
Warknął, stojąc prosto i patrząc mi zacięcie w oczy. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był wściekły.
- Ashley…
Cicho powtórzyłam imię basisty, odgarniając mu włosy za ucho. On jednak momentalnie się wyrwał i odsunął ode mnie, jakbym była trędowata. Ponownie chciał wsiąść do auta, ale ja wciąż stałam mu na drodze.
- Posłuchaj mnie, to nie tak… Ash, proszę…
Błagalnym tonem mówiłam do niego, ale zdawał się mnie nie słuchać. Kiedy chciałam go powstrzymać, przed dostaniem się do volvo, odruchowo złapał mnie za nadgarstek, cholernie mocno.
- Auć…
Zasyczałam, rozluźniając dłoń, ponieważ zabolało niemiłosiernie. W końcu ochłonął. Spojrzał na mnie przerażony. Puścił mój nadgarstek. Po chwili pojawiło się zaczerwienienie i siniak dookoła kostki. Ashley stał jak wryty i patrzył wystraszony na moją rękę, na której siniak przybierał coraz to bardziej wyrazisty kolor.
- Ashley, proszę…
Powiedziałam prawie płacząc, jednocześnie korzystając z okazji, ze się w końcu opamiętał. Chłopak jednak jakby odzyskał nagle świadomość. W jego oczach ty, razem czaił się ból i teraz przez złość wypisaną na jego twarzy, dało się zobaczyć lekki grymas, jakby to on powstrzymywał się od uronienia kilku łez.
- Wybacz, Nathalie. Przepraszam, za to…
Spojrzał na moją rękę.
- … i zrozum, ale nie chcę tu teraz być.
Dokończył odwracając wzrok. Wsiadł do samochodu i nie minęło kilka sekund i już go nie było. Ja stałam w garażu tępo wpatrując się w punkt, gdzie jeszcze chwilę temu zniknęło czarne volvo. Bezwiednie osunęłam się po ścianie na beton. Był to najdziwniejszy stan w jaki wpadłam od dawna… Łzy ciekły mi po policzkach, ale czułam… nic. Byłam kompletnie otępiona. Wpatrywałam się w beton wylany na ziemię w garażu i bezwiednie siedziałam, a po moich policzkach ciurkiem leciały łzy. Siedziałam tak przez dłuższy czas. Chyba czekałam tam, licząc, że on w końcu wróci… Ale nie wracał…
Idę ulicą. Jest ciemno. Nie wiem czemu, po co i od jak dawna. Nie wiem nawet co to za ulica. W końcu mijam jakiś przystanek autobusowy. Pusto. Siadam na oparciu ławki, nogi stawiając na siedzeniu. Sięgam do kieszeni kurtki. Papierosy? Przecież już dawno rzuciłam to w cholerę… Oh, przypadkiem wzięłam kurtkę Andy’ego. Cóż, jak na wieszaku wisi sześć czarnych skór, nie trudno o pomyłkę. Szczególnie z tym chudzielcem… Druga kieszeń. Zapalniczka. W sumie… Wyciągnęłam jednego szluga i zapaliłam. Zaciągnęłam się. Poczułam ostry dym w płucach. Dawno nie paliłam… Co to? Ach, zaczął padać deszcz. Uśmiecham się gorzko pod nosem. Ten dzień już nie może być gorszy. Sięgnęłam do kieszeni spodni po komórkę. CC – 3 połączenia. Jake – 2 połączenia. Jinxx – 1 połączenie. Andy – sms. A to nowość. Otwórz. „Coś czuję, że zajebałaś mi kurtkę. Wystarczyło ładnie poprosić :P” Taak, zajebisty czas na czarny żarciki… Się jeszcze popłaczę ze śmiechu. Telefon odłożyłam na bok i zajęłam się dalszym paleniem fajki. Padał deszcz, ale jakoś miałam to gdzieś. Nagle rozległ się znowu dźwięk mojej komórki. Kogo znów kurwa niesie...? Nieznany numer…
- Lepiej niech będzie to ważne, bo przeszkadzasz mi w wymyślaniu opcji na popełnienie samobójstwa.
Powiedziałam na jednym tchu, jak automat.
- Spróbuj, a sam zabiję się tylko po to, żeby skopać ci dupę.
Usłyszałam w słuchawce stanowcze warknięcie. Od razu poznałam ten głos.
- Siemasz Chris.
Rzuciłam do Motionless’a bez większego entuzjazmu.
- Mam nadzieję, że to był tylko czarny humor i nie stoisz przypadkiem na skraju jakiegoś urwiska…?
Po chwili niepewnie dodał bardzo zmartwiony.
- Jeszcze nie…
Dodałam tonem, jakbym już dawno miała ochotę rzucić się z przywołanego urwiska.
- Chciałem pogadać, ale widzę, że nawet nie mam co pytać jak leci.
- No… Tego… Tak jak słychać.
Powiedziałam zrezygnowana.
- Co jest księżniczko ciemności?
Zapytał ciepło chłopak.
- Wszystko mi się sypie. Wszystko jest nie tak jak miało być i… Ja już nawet nic nie czuję. Ja się zgubiłam… Nie mam sił…
Wydukałam, patrząc tępo na krople deszczu, które moczyły mi włosy i ubranie.
- Natt… Wiem, że pewnie teraz wolisz być sama, ale pamiętaj, że ja, Ricky i reszta Brides’ów zawsze będziemy tu dla ciebie i… Nie jesteś sama. Jesteś silna i przezwyciężysz wszystko. Nawet jakiegoś dupka z basem w ręku.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dziękuję, Chris. Potrzebowałam cię jednak, wiesz?
Rzuciłam już nieco normalniejszym tonem.
- Trzymaj się i błagam nie rób nic głupiego, bo obiecuję skopać ci twój seksowny tyłek.
Zachichotałam.
- Spadaj, perwercie.
Po czym się rozłączyliśmy. Zdążyłam już cała przemoknąć i wypalić Andy’emu trzy fajki. Poczułam nieco chłodu na ciele, kiedy zerwał się lekki wiatr. Opatuliłam się mocniej koszulą, zabrałam papierosy, zapalniczkę i telefon i ruszyłam się z opustoszałego przystanku. Jakimś cudem doszłam z powrotem do willi Brides’ów. Stanęłam na ganku, ale nie chciałam wejść do środka. Coś mnie zatrzymywało. Usiadłam na schodku, pod daszkiem i będąc całą mokrą, wpatrywałam się w deszcz i odpaliłam kolejnego papierosa.
- Ładnie to tak, mały złodzieju?
Usłyszałam zachrypnięty głos chudzielca za sobą. Wykrzywiłam usta w ironicznym uśmiechu.
- Masz fajną kurtkę.
Rzuciłam nieco złośliwie. Chłopak zabrał mi paczkę Malboro.
- Nieładnie… Wypaliłaś mi pięć pecików…
Droczył się ze mną.
- Chcesz mi poprawić humor, prawda?
Zapytałam beznamiętnie nie patrząc na niego. Chłopak zamilkł.
- Powiedzmy. Raczej starałem się odciągnąć złe myśli.
Po chwili powiedział wyciągając fajkę dla siebie.
- Wiesz, po prostu posłuchajmy deszczu, co?
Rzuciłam w przestrzeń. I tak właśnie milczeliśmy przez kolejną godzinę, wsłuchując się w miarowe bębnienie kropel deszczu o daszek.

8 komentarzy:

  1. Jezuuu kolejny zajebisty rozdział ;3 aż nie moge sie doczekać kolejnego ;3
    Aż sie prawie popłakałam z tego wszystkiego ;( Czemu? powiedz mi, dlaczego ash jeszcze nie wrócił ?? ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. TAk,tak taaaaak! Ja chcę więcej! Ash musi wrócić, nie może się mu nic stać! po prostu nie może!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak smutno ;c
    Akurat mi to teraz pasuję.
    Ale mimo tego niech Ash wróci!!
    Pisz mi szybko rozdział maleńka moja kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie ^^
    Ashley długo nie wraca ... coś czuję że zrobił coś głupiego ;_;
    A Chris był taki ... słodki ? tak to dobre określenie ;3
    Hah no a Andy to już w ogóle mój mistrz ... biedaczek stracił 5 pecików :c Czekam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie potrafie tego rozdzialu serialnie opisac.. ;3
    Chris slodki..
    Andy zajebisty..
    CC hahaha XDD
    Ash.. nwm ;_;
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG X_X
    Inaczej nie opiszę...
    Czekam

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest świetny, Andy naprawde czasami potrafi dowalić w pozytywny sposób. Ale Ash, Nath, i CC yhh ciężka sytuacja.
    Nie moge doczekać sie nexta pisz szybko <3

    OdpowiedzUsuń