niedziela, 22 września 2013
64. ' Przyjacielski Numerek '
- Miśku, jest już południe. Chociaż śniadanie byś zjadła.
Taki właśnie milutki akcent zerwał mnie z łóżka o… Osz fuck! O 12:25! Taa… A kiedyś twierdziłam, że wcale nie jestem leniem. W nogach mojego łóżka stał Jinxx z tacą, na której było śniadanie. Tosty francuskie, szklanka wody i kawa. Nawet różyczkę mi przyniósł!
- Mówiłam ci już, Jeremy, że cię kocham, prawda…?
Zapytałam zaspanym głosem, uśmiechając się do naszego skrzypka.
- Och, wszyscy mi to mówią.
Odpowiedział mi, uśmiechając się i wypinając dumnie klatę, Jinxx. Kochany gupek.
- Mam nadzieję, że póki co nie planujesz kolejnych wielkich ucieczek?
Zagadnął mnie półżartem, siadając na skraju materaca i podając mi tacę. Krzywo się uśmiechnęłam i bez słowa zaczęłam jeść śniadanie.
- Oj, mała… Mam nadzieję, że nie zrobisz żadnych głupot.
Westchnął chłopak, po czym cmoknął mnie w czubek głowy i wyszedł. Siedziałam na łóżku zaskoczona, patrząc na zamykające się za gitarzystą drzwi. Takie to było tautuśkowate, ale… Wiem, że oni się o mnie martwią, ale te słowa zabrzmiały jakby przestrzegał mnie, bo wie, że coś złego ma się stać. Postanowiłam odegnać od siebie te ponure myśli i dokończyć spokojnie śniadanie. W końcu zeszłam z łóżka i postanowiłam umilić sobie „poranek” jakąś muzyką. Hmmm… Motionless In White! Och, no ba! Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o tym, że teraz włączę sobie płytę mojego jednego z ulubionych zespołów od zawsze, ze świadomością, że poznałam chłopaków osobiście tak bardzo niedawno.
„Burn, baby burn!
She’s a witch!
She’s a witch and I’m a heretic!”
Podśpiewywałam sobie pod nosem niektóre fragmenty Abigail. Uwielbiałam ten utwór, jak zresztą większość piosenek chłopaków z MIW. Wsłuchując się w muzykę stopniowo zaczynałam ogarniać się. Pościeliłam łóżko, umyłam się i właśnie stałam przed szafą w samej bieliźnie, myśląc w co by tu się dziś ubrać.
- Star, bo ja…
No jak kurwa zawsze. Wiecznie te niezamknięte drzwi. Do pokoju bezpardonowo wparował mi CC.
- Może za sekundkę…?
Zapytałam retorycznie, groźnie unosząc brwi. Ten jednak nawet się nie ruszył z miejsca. Podziwiał mnie jakbym była jakimś muzealnym eksponatem.
- CC…
Chciałam go sprowadzić jakoś na ziemię. Ten spojrzał mi w oczy. Akurat w tle musiała zacząć grać „odpowiednia” piosenka.
„Don’t you try to hide with those Angel eses.
If let me inside I won’t hold back this time.
Such a deep disguise, the devil’s right inside.
More than paralyzed, Oh it’s the chase you like.”
Na tych słowach on patrzył mi w oczy, a ja jemu, ale żadne z nas nie ruszyło się o krok. Kiedy refren dobiegł końca, perkusista jak dotknięty różdżką wrócił jakby do siebie świadomością i podszedł do mnie. Nie odzywając się słowem zaczął mnie całować. Na początku chciałam się wyrwać, ale… Nie mogłam, nie chciałam…? Christian zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Jego dłonie błądziły po moim ciele, odzianym jedynie w bieliznę. Jego dłoń wędrowała coraz niżej, a jego język pieścił stopniowo moją szyję i dekolt. Nie myślałam racjonalnie. Nie wiedziałam sama dlaczego się na to zgadzam, czemu chcę tego. Popchnęłam delikatnie chłopaka na łóżko. Jego ubrania szybko znalazły się na podłodze, podobnie jak moja bielizna. Nie przestając całować Christiana, wplątałam dłonie w jego włosy, a jego dłonie poczułam na swoich biodrach. Wbiłam nieco paznokcie w jego plecy… Chwilę później było już po wszystkim. Leżeliśmy obok siebie w milczeniu. Zapanowała dziwna atmosfera. Niby stało się to, na co zdaje się, CC czekał, a ja zrobiłam to dobrowolnie. Niby jestem teraz kwita z Purdy’m. Jednak czułam się okropnie. Poczułam się… jak dziwka. Dosłownie. Jak mogłam tak bardzo przestać nad sobą panować. A on? CC leżał obejmując mnie jedną ręką i też intensywnie nad czymś myślał. Obawiam się, że oboje postąpiliśmy zbytnio pod wpływem impulsu…
- Christian… Dlaczego my…
- Nie wiem.
Uciął moją próbę, CC. Położył dłoń na moim policzku i odwrócił mi twarz, tak żebym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Jesteś przepiękna i to pewnie dlatego ja… No, straciłem chyba nad sobą nieco kontrolę. To nie tak miało wyglądać… Miałaś być ze mną i…
Plątał się bębniarz, chcąc nieco się wytłumaczyć. Przyłożyłam mu palec do ust.
- Daj spokój. Ja… Ja tego chciałam. Nie wiem, czemu. Podświadomie po prostu cię chciałam. Wtedy. A teraz czuję się jak… szmata.
Zakończyłam swoje wyznanie dobitnie.
- Wciąż go kochasz.
Było to bardziej stwierdzenie ze strony Christiana niż pytanie. Milczałam.
- Kochasz go i dlatego nigdy nie będziesz moja.
Dodał chłopak smutniejąc.
- Chyba oboje tego potrzebowaliśmy, wiesz, mała?
Dodał, zupełnie jakby nic się nie stało. Spojrzałam na niego pytająco.
- Kiedy mogłem cię na tę chwilę posiąść, zrozumiałem, że gdybym nawet chciał zastąpić jego w twoich myślach, to się nie uda. Jesteś piękna, zabawna… idealna. Ale zakochałaś się nie we mnie. Chciałem tego do siebie nie dopuszczać i jeszcze do dzisiejszego poranka wierzyłem, że dam radę. Po tym co między nami przed chwilą zaszło, dużo sobie uzmysłowiłem. Wybacz.
Patrzyłam na perkusistę z podziwem. Mówił niesamowicie mądre rzeczy, jak na tego wariata, którego kiedyś poznałam.
- Nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co. Ale chyba masz rację… Ja dopiero teraz poczułam co to zdrada. Nawet jeśli się nam nie układa to… ja wiem, że moje serce należy do niego. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że on tamtej nocy też czuł jakieś wyrzuty sumienia… Cóż, w takim razie, możemy uznać to za…?
W ostatnim zdaniu, nie umiałam zbytnio dobrać słowa, żeby jakoś to nazwać.
- Eee… Przyjacielski numerek?
Zachichotał Coma.
- Hahah, geniusz!
Zaśmiałam się i poczochrałam mu jego czarne kłaki.
- Dobra, to będzie lepiej jak pójdę już.
Powiedział i szybko się ubrał.
- Aha! I pamiętaj zmowa milczenia!
Rzucił na odchodne. Udałam, że zamykam usta na kłódkę, po czym klucz wyrzucam. Ubrałam bieliznę z powrotem, a CC zapinając pasek od spodni już zmykał z mojej sypialni. O dziwo, myślałam, że takie coś wpłynie ostro na nasze relacje. Ale w tym wypadku chyba to faktycznie był „Przyjacielski Numerek”, bo dalej był moim serdecznym przyjacielem, którego kocham. Było mi jedynie cholernie głupio. Wróciłam przed szafę, żeby wreszcie wybrać jakieś ubranie.
- CC, ty…?
Kurwa, za dobrze znam ten głos. Kiedy zwróciłam się w stronę otwartych drzwi mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Ashley’a, którego źrenice właśnie przeniosły się z CC’ego na mnie. Zmierzył mnie i perkusistę od góry do dołu.
- I wszystko jasne.
Warknął, po czym cały nabuzowany zszedł szybko na dół.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetne jak zawsze. <3 Pragnę szybko nexta. !
OdpowiedzUsuńJak ja lubię jak ktoś miesza.
OdpowiedzUsuńPisz mi szybko next <3
Awawaw normalnie nie mogę się doczekać kolejnego :D
OdpowiedzUsuńkocham ten blog.. matko CC cos ty narobił XD ?!
OdpowiedzUsuńBuhahahah czytam ten rozdział już po raz drugi(nwm czemu ostatni mój komentarz sie nie wgrał ;/) i przyznam ,że jestem pod wrażeniem. Kurde jak ja bym chciała pisać tak "lekkim piórem" jak ty ;** zajebisty a ja oczywiscie jako wierna czytelniczka upraszam o to ,abyśmy nie musiały czekać tak długo na nastepną część;*
OdpowiedzUsuńP.S. Widzę ,że zbliża nam sie to magiczne 69 xD
Usuńoj kochanie, co tak długo? następny chcę szybciej!
OdpowiedzUsuńcc, wiesz, że cię kocham, ale kuźwa mać to nie tak miało być! no okej... może. ale proszę cię, wmieszaj w całą akcję chłopaków z miw. tylko tak, żeby nie powstało masło maślane, tak jak u mnie....
buziaki. :*
Hahahahahahaahahahaha CC jesteś zajebisty :D :3
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział i szykuje się niezły opierdol *.*